Wielu ludzi nie lubi słowa “asceza”, bo kojarzy się im z wyrzeczeniami, czyli rezygnacją z wszelakich przyjemności. A któż przy zdrowych zmysłach poszukiwałby w życiu tego, co nieprzyjemne?
Ilekroć słyszymy o ascezie, tylekroć stają nam przed oczami zastępy rozmaitych dziwaków, którzy w epoce średniowiecza karmili się szarańczą i korzonkami, biczowali swoje plecy aż do krwi i zadręczali się do granic możliwości. Czyż nie takie właśnie jest powszechne wyobrażenie chrześcijańskiej ascezy? I chyba z tego powodu tak bardzo boimy się świętości, bo powiadają nam, że bez ascezy jest ona nieosiągalna. Niejeden mówi, że do chrześcijaństwa zraża go fakt, iż musiałby zrezygnować z wszystkiego, co normalnemu człowiekowi sprawia przyjemność.
Cóż, przyszło nam żyć w czasach naznaczonych hedonizmem, bo sporo osób podporządkowuje swoje życie poszukiwaniu rozmaitych przyjemności. Ale czy można się im dziwić? A do czegóż innego, jak nie do zaspokojenia przyjemności, jesteśmy namawiani przez wszechobecne reklamy? “Weź kredyt w banku X, a będziesz wreszcie miał to, o czym marzysz od lat”, “Jeśli kupisz właśnie ten samochód, będziesz szczęśliwy”, “Wyprodukowaliśmy to właśnie z myślą o tobie – jesteś tego wart” – takie i podobne hasła znamy już na pamięć. Na ich tle wezwania do wyrzeczeń, samoograniczania się, albo rezygnacji z jakiejś przyjemności brzmią wyjątkowo mało zachęcająco.
A jednak ascezy nie należy się bać. Jeśli tylko będziemy pamiętać, że greckie słowo asceza oznacza ćwiczenie, to zrozumiemy dlaczego jest ona taka ważna w życiu chrześcijanina. Wiemy dobrze np., że piłkarz bez wielogodzinnych ćwiczeń nigdy nie osiągnie klasy mistrzowskiej. Dlaczego więc chrześcijanin miałby osiągnąć dojrzałość moralną i duchową bez wysiłku? Zawsze na początku Wielkiego Postu jesteśmy wzywani do nawrócenia i praktykowania postu, jałmużny oraz modlitwy. I słyszymy słowa zachęty do podejmowania postanowień, które przemienią nasze dotychczasowe życie. Powiada się, że drzewa dojrzewają pękaniem kory: chrześcijanin rozwija się, jeśli nieustannie podejmuje trud zmagania się z własnymi słabościami. I chodzi nie tylko o zewnętrzne praktyki, ale również o postawę wewnętrzną
Jak w XXI wieku praktykować ascezę? Sposobów jest wiele. Możemy, raz po raz, zrezygnować z oglądania telewizji, wcześniej niż zwykle wyłączyć komputer, albo czas, który chcieliśmy spędzić na grze w piłkę, poświęcić na jakieś pożyteczne zajęcie. Nie dlatego, żeby w oglądaniu programu telewizyjnego, grze na komputerze, czy kopaniu piłki było coś złego, tylko po to, aby poprzez dobrowolną rezygnację z przyjemności stawać się “strong-manem” duchowym.
Podejmując takie ćwiczenia powinniśmy mieć świadomość dlaczego chcemy je praktykować. Motyw jest bowiem tym co nadaje kierunek i sens naszemu działaniu oraz decyduje o jego wartości. O ile np. dietę podejmujemy ze względów zdrowotnych, to post – który zewnętrznie podobny jest do diety – z miłości do Chrystusa. Motywem chrześcijańskiej ascezy jest więc dążenie do zjednoczenia z Chrystusem, który cierpiał, umarł na krzyżu i zmartwychwstał dla naszego zbawienia.
Michał Gryczyński